poniedziałek, 16 czerwca 2014

Moi figurkowi ulubieńcy (4) - Dodger


Rok wydania: 1987
Nazwa: Dodger - MARAUDER DRIVER/MARAUDER HALF-TRACK DRIVER 
Po ludzikach przywożonych z zagranicy przez marynarzy i „wujka z Ameryki”, nadszedł wreszcie ten dzień, w którym plastikowe cuda wykorzystały otwarcie granic i trafiły na polski rynek.
To musiał być rok 91 lub 92, bo trwała wówczas w najlepsze – tak się przynajmniej nam wydawało – epoka zbierania „Nowych Hemanów” spopularyzowanych serialem animowanym. Jak się wkrótce okazało, wielkie figurki produkowane przez Mattel miały zostać wykopane do lamusa przez potężną konkurencję spod znaku Hasbro.

Pewnego razu zdarzyło się, że mój podwórkowy przyjaciel, z którym na wyścigi zbieraliśmy komiksy i zabawki, zjawił się u mnie z kompletnie nowym odjazdowym „Hemanem”. Rzecz miała pełno arcy-fajnych broni i dodatków. Tylko, że to wcale nie był żaden He-Man! Zabijcie mnie, bo nazwy owej marki zupełnie nie pamiętam – na rynku było wtedy zapewne sporo podróbek. Niemniej faktem jest, że natychmiast zapragnąłem zdobyć dla siebie identycznego wojownika.
Jakież było jednak moje zmartwienie, gdy po dotarciu do wskazanego sklepu okazało się, że „hemanopodobne” ludziki rzeczywiście są dostępne, jednak tego jednego jedynego nie ma.
Przyszło wybierać spośród innych, a że wybór był trudny, toteż sprzedawca zaproponował by nabyć coś totalnie nowego. Półkę niżej czy obok „hemanopodobnych” leżały nader atrakcyjne figurki, niepodobne jednak do He-manów zupełnie. Szyld G.I.JOE wydawał mi się co prawda dziwnie znajomy, ale nie skojarzyłem go zupełnie z dwoma figurkami, które kiedyś dostałem.
Ostatecznie opuściłem sklep z nową figurką. W domu okazało się, że ludzik ze swoją niezwykłą artykulacją jest wyjątkowo zabawowy. Mama nie miała innego wyjścia, jak wrócić do sklepu i dokupić „kolegów”. I, nie uwierzycie, ale przy drugiej wizycie w sklepie była ich już cała ściana!

Zabawki z serii He-man nagle straciły rację bytu, teraz liczyły się już tylko „Dżi-aj-dżoły”. Na dodatek wkrótce doszedł jeszcze komiks TM-Semic (1992) i kreskówki na kasetach Demela. Prawdziwi Amerykańscy Bohaterowie zmonopolizowali mój prywatny świat zabawek tak, że już do końca dzieciństwa zbierałem praktycznie tylko ich. 
Tym pierwszym „polskim” okazem w kolekcji był właśnie Dodger. Z pozoru może niespecjalnie zachwycający – ot żołnierz, który wyglądem i uzbrojeniem przypominał bardziej Kolonialnego Marine niż komandosa z XX wieku. Na jego wyposażeniu był zresztą tylko mikrofon dołączany do hełmu i karabin „laserowo-soniczno-fotonowy”. Sam się w sumie dziwię, że tak skromny ludzik zapoczątkował szał na G.I.Joe u mnie i wciągnął kolegów. W samym uniwersum nie była to także jakaś wyróżniająca się postać, choć pojawia się w komiksie. Ba! Dostąpił nawet zaszczytu znalezienia się na okładce:

Dodger należał do pierwszej poważnej subgrupy G.I.Joe – Battle Force 2000. Miała ona zawojować rynek, a okazała się niewypałem.
W ramach akcji marketingowej (a może finansowego fiaska?) figurki były parowane – toteż Dodgera można było kupić również w zestawie z Knockdownem.
Moja wersja pochodzi z wydania pojedynczego. Tak jak większość pierwszych „dżi-aj-dżołów”, była to edycja brytyjska. Toteż na opakowaniu pod napisem G.I.Joe widnieje również napis "Action Force".
Wszystkie te edycje możecie zobaczyć poniżej:


I taki mały nieważny szczególik na zakończenie.

W nazwie postaci dodano Marauder Driver (Kierowca Marudera). Wydaje mi się, że jest to niepotrzebny dopisek. Choć w komiksie Dodger występuje zawsze z rzeczonym pojazdem (skrzyżowaniem motocykla z czołgiem), to w rzeczywistości wszystkie pojazdy Battle Force 2000 były sprzedawane bez kierowców czy pilotów. Zwykłe określenie „wojak laserowo-soniczny” jako specjalizacja byłoby tu zatem bardziej na miejscu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz