niedziela, 22 czerwca 2014

Były sobie ludziki (1) - Cobra High Command


Nazwa: 
Tomax & Xamot – Crimson Guard Commanders
Dr. Mindbender – Master of Mind Control
Destro – Enemy Weapons Supplier
Major Bluud - Mercenary

Rok wydania: 1983 – Destro i Major Bludd, 1985 – Tomax & Xamot, 1986 – Dr. Mindbender

Jak każda szanująca się armia, tak i każda szanująca się organizacja terrorystyczna musi posiadać dowódców. Gdy zbójecka szajka przekracza już tuzin łotrów, Szef Wszystkich Szefów nie nadąża z zajmowaniem się wszystkim samemu. Zaprasza chętnie do pomocy zmyślnych i charyzmatycznych kolegów lub nominuje na stanowiska wyższe wyróżniających się szeregowców.
W Cobrze generałów ani pułkowników co prawda nie uświadczymy ale znajdzie się jeden major. Patrząc zaś na ogromne zasoby ludzkie i sprzętowe „wężojadów”, spokojnie dojdziemy do wniosku, że opisywani dziś panowie parali się właśnie rolą wyższych oficerów.
Przed Wami zatem wyselekcjonowana czwórka najwyżej postawionych terrorystów uniwersum Joe. Destro, Dr. Mindbender, Major Bludd oraz bliźniacy Tomax i Xamot. Dokoptować do tego grona z pewnością należałoby uroczą Baronową, jednak temu kruczowłosemu aniołowi zagłady poświęcimy osobny materiał. Choć kto wie czy nie ona jest najważniejszą postacią.





Jednocześnie, jak to w nieoficjalnych organizjach bywa, role i stanowiska w Cobrze lubiły się dublować, mieszać i wykluczać.
Bo spośród nich jedynie bliźniacy pobierali pensję za ściśle ustaloną funkcję – kierowanie elitarną strażą przyboczną Komandora – Czerwonymi Gwardzistami.
Destro z zasady dowodził tylko gościnnie, z czasem zakładając własną organizację i budując własną armię. Dr. Mindbender z założenia był genialnym naukowcem, a Major Bludd w komiksie działał zazwyczaj indywidualnie jako zwykły najemnik. Niemniej jako jedyny nosi on z dumą stopień wojskowy, a w kreskówce bez przerwy zdarzało mu się krzyczeć „Cooooobra!!!” prowadząc do boju wężowe oddziały. I dlatego właśnie postanowiłem zaliczyć go do grona ścisłego Cobra High Command – czyli Wyższego Dowództwa. Która to grupa, o dziwo, właściwie nigdy się nie rozrosła ani nie zmieniła.
Owszem, zdarzało się, że w polu dowodziły takie postaci jak Firefly, Storm-Shadow czy nawet Dreadnoki!
Jednak pokrzyczeć sobie może każdy, a dowódcą polowym z krwi i kości (co z tego że czasem słabym) trzeba się urodzić.

Zacznijmy od najstarszych roczników.
Destro – zadebiutował w jedenastym numerze komiksu. Inteligentny i na swój sposób honorowy, szanowany nawet przez członków G.I.Joe, pochodził ze starej szkockiej szlachty, rodu Destrów. Odziedziczył po przodkach prawdziwy zamek, osobistą gwardię w tartanowych spódniczkach i rodzinny artefakt – srebrną maskę, która skrywa jego prawdziwe oblicze.
Będąc przede wszystkim biznesmenem i miłośnikiem wszelkiego rodzaju konfliktów, przyjął zaproszenie Komandora Cobry do wspólnego napsucia krwi G.I.Joe. Szybko jednak zraził się do zazdrosnego i niezrównoważonego przełożonego, dążąc do przejęcia przywództwa nad Organizacją. Wraz ze swą wielką miłością – Baronową.

Mniej lub bardziej związany z Komandorem, raz nawet został z nim uwięziony w zniszczonej bazie G.I.Joe, dzięki czemu jako jedna z dwóch osób poznał twarz najbardziej ściganego zbója świata.
Ostatecznie jednak porzucił wężową sakiewkę by skupić się na budowaniu własnej siły zbrojnej – M.A.R.S – Military Armament Research System, czyli w swobodnym tłumaczeniu Zespół do spraw Rozwoju Technologii Militarnych.
Przekształciwszy szkockich górali w świetnie wyposażonych Iron Grenadiers (Żelaznych Grenadierów) stał się ważną postacią na terrorystyczno-militarno-handlowej arenie świata. Co było najbardziej widoczne, gdy na czele swych zastępów dokonał pokojowej interwencji w Wojnie Domowej Cobry… i to tylko po to, by uratować swą ukochaną z wojennego tygla.
Z tego też powodu musiał wkrótce odpierać rewanżowy atak na własną rodzinną posiadłość, co zakończyło się zyskownym dla obu stron „układem pokojowym”. Ale jak to w świecie zła bywa – żadna przyjaźń nie trwa wiecznie.

Drugi w kolejce – Major Sebastian Bludd. Bodaj jedyny wężojad, i jedna z niewielu postaci, które za pseudonim przyjęły swoje własne nazwisko. Australijski jednooki i jednoręki najemnik o piskliwym głosie. Trafił w szeregi Cobry, wynajęty by zlikwidować… Destra. Ich drogi krzyżowały się zresztą nieraz. Jak wtedy, gdy Bludd niemal przejął dziedzictwo Destra udając jego samego.
Tchórzliwy i zdradziecki, tak w komiksie jak kreskówce, nigdy na dobrą sprawę nie rozwinął skrzydeł, pozostając w cieniu pozostałych kolegów.

Dr. Minbender czyli Mózgołamacz. Według tajnych danych początkowo był zwykłym miłym lekarzem. Zbyt czuły na ludzki ból, próbował wynaleźć skuteczne lekarstwo. Eksperyment zakończył się trwałym uszkodzeniem jego szarych komórek, które zmieniły go w bezlitosnego potwora i w genialnego wynalazcę zarazem. Skonstruował androidy bojowe Cobry – B.A.T.y, stworzył maszynę do prania mózgów. Największym jego dziełem był jednak SERPENTOR – żywy człowiek sklonowany z materiału DNA najwybitniejszych wodzów w historii i późniejszy Imperator Cobry.
Wyposażony w gustowny pruski binokl, długie wąsy i otulający swą gołą klatę w pelerynę doktorek debiutował w 44. numerze komiksu. Jednocześnie pierwszym, który ukazał się w Polsce nakładem TM-Semic. Co ciekawe z nieznanego powodu w pierwszej chwili tytułuje się go tam jako Dr. Brainwave (Fale Mózgowe).

Jeśli ludziom myli się pseudonim jednego faceta, to powiedźcie jak zapamiętać ksywki dwóch identycznie ubierających się bliźniaków. Bracia Tomax i Xamot, bądź Xamot i Tomax to bodaj jedyny w historii zabawek i terroryzmu znany przypadek odbicia lustrzanego. Czytając ich imiona wspak zauważycie, że w gruncie rzeczy nazywają się tak samo. Tak samo też się ubierają, jednak ich broń osobista, znak Cobry, ochraniacz na ramieniu czy przepaska znajdują się po przeciwnych stronach.
Bracia byli zresztą związani ze sobą nie tylko wyglądem czy piastowanym wspólnie stanowiskiem, ale także i umysłami – co było najbardziej odczuwalne gdy któryś z nich dostawał po pysku – ból automatycznie odczuwał bliźniak. Jednocześnie gdy jeden zaczynał myśl, drugi automatycznie ją kończył.
Wspólnie prowadzili także biznes – w kreskówce nieraz występowali w eleganckich ganiturach nadzorując wszelkie „przykrywkowe” interesy Cobry lub jako ultraskuteczni prawnicy Organizacji!
Natomiast jedyną poważną różnicą pomiędzy nimi był fakt, że Xamot posiadał bliznę na lewym policzku.

Ludziki dostały także po takim samym pistolecie (no a jak!) i wspólnie dzierżą w rękach urządzenie do wspinaczki. Był to pierwszy z dwupaków G.I.Joe. Później pojawiały się następne, ale poza paroma przypadkami były to raczej zestawione razem w ramach promocji pojedyncze figurki.
Warto odnotować, że w przeciwieństwie do ciekawego designu postaci i ich charakterów, opakowanie jest nieatrakcyjne. Zamiast tradycyjnego blistra mamy tu dziwny rodzaj pudełka. O wiele lepszym pomysłem byłoby stworzenie dla nich większego blistra z ładnym wyraźnym artem, bądź zastosowanie metody wykorzystanej przy dwupakach późniejszych. Figurki – tak, opakowanie – stanowcze nie!

W przypadku kolejnych ludzików trudno coś zarzucić opakowaniom. Wszystkie ukazały się pojedynczo, a arty są po po prostu świetne. Pierwszeństwo przyznałbym Mindbenderowi – jako namłodsza figurka z prezentowanych jest opakowany ciut inaczej (cyfrowe tło i trójwymiarowe logo) i zachwyca mnie detalami. Może zabawce można by zmienić główkę na ładniejszą, przypominającą bardziej tą z komiksu czy kreskówki, a nie jakiegoś latynoskiego łysego grubasa. Na stanie z figurką: pistolet, peleryna (wyszły dwa warianty, ale oba bez złączek w kształcie logo Cobry widocznych na opakowaniu) oraz rodzaj pałki podłączanej do generatora – dzięki czemu Mózgołamacz mógł razić ludzi falami energii.
W przypadku dwóch pozostałych panów znowu pojawia się kwestia mało atrakcyjnej główki. Kolejne wersje ich łepetyn były staranniej wykonane. Niemniej figurki są całkiem fajne. Destro ukazał się z pistoletem i plecakiem – otwieraną walizką.

Sebastian Bludd ukazał się również z dwoma tego typu akcesoriami – pistoletem-wyrzutnią i plecakiem pełnym amunicji.
Całkiem ciekawy zestaw. Zawsze uważałem, że Mindbender i Destro to dwaj nierozłączni przyjaciele z boiska. Kiedy myślę o jednym, automatycznie widzę też drugiego. Handlarz w srebrnej masce i łysy naukowiec w pelerynie. Nie może być lepszego połączenia.
Bliźniacy Tomax i Xamot to rzadko występująca w zabawkowej przyrodzie ciekawostka, z którą należy się zapoznać.
Natomiast Bludda wolę jednak w wersji chińskiej. Może nie wygląda dokładnie tak jak na opakowaniu ale nie wygląda też jak chuchro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz