niedziela, 12 kwietnia 2015

Czy wiesz że (4) - G.I.Joe można było także... jeść (!) pod postacią płatków.


Tak tak, w latach 80. amerykańskie pociechy mogły konsumować na śniadanie swoich ulubionych bohaterów!

No może nie do końca ich samych, bo cereal wyszedł pod postacią ot zwykłych gwiazdek a nie np czegoś przypominającego kształtem Komandora, Snake-Eyes'a czy Hawka.

Niemniej zawsze było to coś.

Corn-flejki pod szyldem G.I.Joe to zawsze corn-flejki lepsze niż zwykły conr-flejki.

A przynajmniej zapewne utrudzonym matkom byłom łatwiej zachęcić swe latorośle do skonsumowania mlecznego posiłku...


Takich franczyzowych produktów było zresztą oczywiście więcej.
Na dobrą sprawę bodaj większość popularnych marek była obecna na rynku płatków.

Ba!

Żółwie Ninja dorobiły się nawet zupy w puszkach!

Aż dziw, że nikt nie wpadł na zrobienie Joe-pasty do zębów...

No ale jesteśmy na płatkach to skupmy sie na płatkach


Szczerze mówiąc niewiele jestem w stanie o nich powiedzieć.
Nigdy ich w rękach nie miałem, nie próbowałem, a i wiadomości o nich niewiele.

Ot płatki to płatki.

Z drugiej strony z tego co się wywiedziałem to wiadomo tyle, że wyszły w 1985 roku... i firma która je produkowała generalnie na nich się przejechała.

Dokładniej wytłumaczył to znany video-blogger Formbx'257 ( naprawdę ludzie mogli by nadawać sobie fajniejsze i prostsze pseudonomy! ), który 25-letnie płatki zdobył, zrecenzował... i skonsumował!


Generalnie sam zamysł był niezły.
Produkt zachęcał do zakupu popularną marką, widokiem ulubionych bohaterów na opakowaniu, mini-komiksem, i bodajże punktami, które można było zamienić na koszulkę lub kolekcjonerską figurkę - Stardustera.

Tyle, i w sumie tylko tyle, czy może aż tyle, bo nie wiem na dobrą sprawę czego można było wtedy po płatkach oczekiwać i co dodawała do opakowań konkurencja.

Na mój gust sympatyczniej było zaserowować jakieś karty kolekcjonerskie czy naklejki. To byłaby chyba lepsza zachęta do zakupu kolejnych pudełek...

Niemniej pewne elementy są tu całkiem sympatyczne...




Poza wspomnianym mini-komiksem, każde pudełko zawierało bowiem "czytankę" w postaci specjalnej misji. Zdaje się, że była to propozycja tego jak się bawić danym ludzikiem, ale głowy nie daję.

Z kolei boczna ściana zawierała także "memo" dla mam, by pamiętały jak ważne dla ich dziecka jest zdrowe i pożywne śniadanie.


Inna rzecz, że do zakupu zachęcała całkiem fajnie zrobiona reklama z udziałem zarówno prawdziwych aktorów jak i animowanych postaci.

Głównym bohaterem jest w niej Bryan, zwykły chłopaczek, który przy pomocy członków G.I.Joe przedziera się przez szeregi Cobry do swoich ulubionych płatków.

Proste, oryginalne... i jakby żywcem nawiązywało do naszych dawnych wyobrażen i wygłupów zabaw, prawda?


Ale, jak wspomniałem, Joe-cereal nie odniósł spodziewanego sukcesu.

Dlaczego?

Albowiem płatki produkowała firma, która znana była przedewszystkim z... karmy dla zwierząt!
I zapewne jakoś to zestawienie źle się rodzicom kojarzyło.

No powiedzmy sobie szczerze... niewielu odważyłoby się spróbować batoników czy chipsów oznaczonych marką Whiskas czy Chappi, prawda?

I nie było ważne, że firma ta najpierw produkowała płatki, a dopiero potem weszła także na rynek karmy dla zwierząt.
Fama poszła w świat i efekt gotowy.

Inna rzecz, że podobno schrzaniono kwestię umowy ze sprzedawcami, którzy zamówili niewielką ilość towaru.

Czemu więc za popularnych Joesów nie wziął się potem ktoś inny... tego już niestety nie wiem.

Faktem, że jeżeli chcielibyście Joe-corn-flejki zdobyć to podobno są do nabycia w internetach... choć za dość wygórowaną cenę.

Pierwsza linia miała na opakownaiu Gung-Ho, Duke'a i Shipwrecka i swoje kosztuje.
Druga zaś Flinta, Quick Kicka i wspomnianego Stardustera i jest o wiele trudniejsza do znalezienia... a co za tym idzie zapewne też sporo droższa.

No ale jeśli ktoś ma ochotę na nietypowe śniadanie...


---


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz