Rok: 1986
Nazwa: Dial-Tone - Communications
Powracając do blogowania i opisywania figurek zabieramy się za jedną z gwiazd kreskówki w wersji Sunbow.
Dial-Tone, spec od łączności, z miejsca podbił serca fanów i doczekał się kilku kolejnych wersji.
Ta którą widzicie jest pierwszą i należała do fali "dublerów" czy też "następców" starszych wysłużonych Joesów - wczęsniej łącznością w oddziale zajmował się Breaker.
Dialtone nie wyróżniał się może niezwykłym arsenałem broni, dodaktów miał w sumie niewiele, ale i tak nadrabiał świetnym designem. Ten charakterystyczny beret i wąsik, koszula i sweterek robiły swoje ;)
Świetnie dobrane kolory i ekwipunek z jednej strony czyniły go bohaterem w miarę jeszcze realnym, mogącym uchodzić za prawdziwego żołnierza, ale i już jednocześnie odjechanym, a i ten jego akcent z kreskówki!
Wg jego dossier Dial-Tone był amerykańskim Włochem więc i w bajce nie zapomniano o tak charakterystycznym sposobie mówienia tej nacji :)
W serii animowanej często występował też w parze z kolegą ze spokrewnionej branży - komputerowcem Mainframe'm.
Z kolei w komiksie nie był specjalnie docenioną postacią, choć był w pierwszej grupie Joesów, która wylądowała na wyspie Cobry podczas Wojny Domowej Wężojadów.
Brał także udział w odbijaniu zakładników z rąk terrorystów oraz polował na faszystów w... tropikalnej dżungli.
Być może dla scenarzysty zeszytów Marvela - Larry'ego Hamy, jego design był już zbyt "kosmiczny".
Wszak wielki plecak - sprzęt do komunikacji - który nosił był pewnym nowum w porównaniu ze starszymi typami radiostacji.
Dial-Tone mógł więc nadawać meldunki do bazy bezpośrednio przez zamontowany do plecaczka mikrofon, a wzywając pomocy, ostrzeliwał się z pistoletu maszynowego.
Była to więc z jednej strony bardzo oszczędna w formie, i ekwipunku, figurka, z drugiej mająca w sobie coś niezwykle przyciągającego.
A jednak z czasem udało się zdobyć mojemu koledze, a to dzięki wersji... chińskiej :)
"Chińczyki" nie wiedzieć czemu zaatakowały polski rynek starymi ludzikami w czasie gdyby na fali były już późniejsze roczniki.
Ale i tak naturalnie chętnie go przyjęliśmy ;) Tzn tylko kolega, ale jako, że bawiliśmy się naszymi kolekcjami wspólnie, często miałem okazję się z Dial-Tonem obchodzić.
Minus "wspólnego zbierania" w dzieciństwie był jednak rzecz jasna taki, że skoro "Krzysiu" już miał danego delikwenta, to nawet moja mama nie widziała sensu by kupować mi tą samą zabawkę.
Kiedy więc droga moja i kolegi się rozeszły, również i Dial-Tone poszedł w zupełnie inną stronę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz