wtorek, 30 maja 2017

Joebranocka (10) - The Great Alaskan Land Rush ( s.1, ep.52 )

- Scarlett. Czy dasz radę polecieć tym rosyjskim Hindem?
- Jestem tak zmęczona marszem, że mogę polecieć choćby i rosyjską ciężarówką.


W dzieciństwie każdy o ile każdy z nas nie był fanem "Przystanku Alaska" to przynajmniej co rusz o nim słyszał.
Jeden z najpopularniejszych seriali lat 90ych, wspominany do tej pory z pewną łezką, uczył i bawił, a w zasadzie bardziej bawił i pozwalał wciąż poznawać elektryzującą i tajemniczą zarazem kulturę Ameryki Północnej.
A wszystko to za sprawą niezwykłych mieszkańców niezwykłej osady i pewnego nowojorskiego lekarza, pewnego miejscowego pół-Indianina a także pewnego łosia znanego z czołówki.

G.I.Joe z kolei uczy nas, że na Alasce nie ma ani lekarzy, ani pół-Indian. Ba! Nie ma nawet słynnego łosia!
W stanie tym mieszkają za to sami kozacy i pewien łysy gruby Rosjanin. Zaś wszystko zamiast onirycznych motywów i skompikowanych osobowości, sprowadza się do pewnej zagubionej pieczęci...

Jedno jest jednak wspólne w obu tych produkjach.
Cholernie tu biało i zimno!
---------

Dzisiejszą Joebranockę obejrzycie TUTAJ

---------


A to ci heca!

Skutkiem dyplomatycznej nieuwagi, Cobra jest bliska przejęcią od Stanów Zjednoczonych kawałka amerykańskiego terytorium... Alaski!
W zapomnianej umowie zakupu tego stanu od Rosji, była bowiem klauzula stwierdzająca, że ten kto posiądzie pieczęć cara Aleksandra, posiądzie także i samą Alaskę.
Gdy pojawia się zatem osobnik twierdzący, że ma w swojej kolekcji pradawne ustrojstwo, szybko dopomina się o swoje i przejmuje odcięty od macierzy półwysep za pomocą Cobry.

G.I.Joe nie wierzy jednak jakoby rzekoma pieczęć była autentyczna. Chcąc więc roztrzygnąć sprawę własności Alaski na swoją korzyść, członkowie amerykańskiej elity ruszą na poszukiwania tej prawdziwej, uznanej za zaginioną.

Muszą się jednak śpieszyć, albowiem na cennej pieczęci swe chciwe łapska chce położyć ktoś jeszcze... Gwardia Październikowa... a więc i Związek Radziecki!  



Sam zamysł jest może absurdalny, bo też oczywistym, że żadna pieczęć, żaden papier, ani nawet słowo boże, nie zmusiło by Stanów Zjednoczonych do oddania choćby kawałka własnej ziemi. Tej odkupionej, odkrytej, czy zwyczajnie... podbitej lub zabranej.

Niemniej, jako historyk, uwielbiam wszelkie fabuły sięgające do czasów zamierzchłych a to jest własnie jedna z nich.

W ciekawy sposób uczy o dziejach Ameryki i tym w jaki sposób Waszyngton wchodził w posiadanie pewnych ziem.
Oryginalny to pomysł i ciekawy, i z chęcią zobaczyłbym kiedyś bajkę traktującą o historii ziem polskich.

Jest to w sumie pewien hołd wobec przeszłości, ukłon ku tradycji i dawnym decyzjom, które zbudowały ten niezwykły kraj.

I co z tego, że kluczowa dla fabuły pieczęć to taka w sumie jedna wielka bzdurka?
Ważne, że daje impuls do fajnej zabawy.
Do pojawienia się w jednym miejscu kilku całkiem ciekawych frakcji.

I to jest zdecydowany tego odcinka plus. 



Atrakcją na pewno będzie tu dla wielu obecność Gwardii Październikowej, znanej z komiksów wydawanych przez TM-Semic.
Z niewiadomych przyczyn jest tu ona zresztą jednak przechczona na "Czerwony Październik". Ale jednak nie odwraca to wcale od niej uwagi. Ot, jedno słowo sie różni. Bohaterowie są w sumie tacy samy.
Ruscy, Sowiety, ze swoim nieodłącznym "da da da", "tawariszczem" i maniakalnym knowaniem.  

Niemniej, porównując radziecki odpowiednik G.I.Joe w komiksie i tutaj, trzeba stwierdzić, że troche szkoda iż twórcy nie zgapili ciut więcej pomysłów od Hamy. Aż się prosiło by "Październikowców" wyposażyć tu w pojazdy stworzone przez Michaela Goldena.

Niemniej są dobrze znane nam Hindy. I kałachy. A to już coś. No i można się poczuć całkiem swojsko, bo to już przecież prawie tak jakbyśmy sami w tym odcinku występowali ;)



Fajną odmianą od innych odcinków jest także obecność dodatkowej, "egzotycznej" jakby frakcji, to jest rosyjskich osadników uwięzionych tu w lodzie i czasie.

Podobnie, jak z puszczaniem oczka historii, choć troszkę to naiwne to i tak uwielbiam takie motywy, szczególnie jeśli są w miare sensowne i klimatyczne.

Jak te zamrożone bestie w lodowatym królestwie w Kaczych Opowieściach.

Tutaj może co prawda nie ma ani zamrożonych bestii ( niektórzy powiedzą na to przeciągle "uuuu" ) ani też lodowatego królestwa ( i znowu będzie przeciągłe "uuuu" ). 

Jest za coś zgoła innego i też jest całkiem fajnie.

Ale zdaje się, że wystarczająco już zaspoilerowałem, więc ocenicie jak twórcom wyszło wprowadzenie zaginionej cywilizacji sami. 



Żeby nie było o samych, że widzę same plusy przejdźmy do minusów, a tych znajdzie się tu kilka.

Całkiem poważnych, żeby nie powiedzieć, głupich.

Na pewne rzeczy można zresztą przymknąć oko, jak na scenariusz zabawy pisanej przez dziecko.
I tak, jakoś nie irytuje mnie, że elitarna amerykańska jednostka wojskowa rozmawia sobie przez zwykłe samochodowe radio o tym że... przewożą właśnie Konstytucję USA i Deklarację Niepodległości!

No sorry, ale to troszkę kłuje w moją definicję tajemnicy państwowej.

Ale to nic tam. Ot, po prostu wymsknęło się gorącej głowie i tyle.

Znacznie trudniej jest przegryźć moment gdy odrzutowy transportowiec G.I.Joe zostaje ostrzelany przez wrogie samoloty i... Duke wybija szybę by otworzyć ogień do napastników!!

No, co jak co, ale nie jestem pewien czy nawet zmysł dziecka by coś takiego wymyślił.

Nie wiem, może wielkie odrzutowe transportowce omijają prawa fizyki, i człowiek wybijajanie w nich szyb jest całkowicie normalne i praktykowane w czasie działań wojennych.

Inna rzecz, że strzelając przez nie Joesi potrafią zestrzelić pędzący nieprzyjacielski myśliwiec.

No cóż... elita to elita. Wszystko potrafi.

Inna rzecz, że samolot transportowy G.I.Joe potrafi zabrać na pokład 10 całkiem sporych pojazdów.
Zresztą po wyładowaniiu ich zdaje się, że mnożą się one do ze dwudziestu... no ale kto by tam w takie szczegóły wchodził.

Elita ma swoje sposoby. To rzecz pewna. I tyle.  



Uczepić można się i trzeba także pojawiających się i znikających co rusz "statystów". To znaczy zarówno Joesi jak i Październikowcy dysponują w toku alaskańskiej wyprawy całkiem niezłą armijką.
Widać wyraźnie jak np Amerykanie maszerują nie w kilka osób a w nader spory oddział.
Armadę pojazdów też przecież ktoś musi prowadzić.
Ktoś także musiał pilotować ów wielki odrzutowy transportowiec.

Tak samo Rosjanie, mają trzy hindy i kilka dużych namiotów.

Tymczasem z niewiadomych przyczyn Joesi nagle występują zaledwie w czwórkę a Październikowcy w trójkę!

A może to po prostu jakaś armia hologramów, które prowadzić pojazdy potrafią, ale w razie czego można je schować do kieszeni?

Sprytne. Jak powiedziałem, najwyraźniej elita ma swoje sposoby.



Niemniej jest to z mojej strony w sumie zwykłe czepialstwo. 

Błędys się zdażają i tyle. Nawet te mniej zrozumiałe i śmieszące.

A jednak, nie przeszkadzają one wcale w odbiorze oglądanego odcinka.

Jest oryginalnie, jest fajnie, jest nieprzewidywalnie.

Może nie ma tu jakiegoś dreszczyku. Czegoś co pozwoliłoby akcję bardziej przeżywać, utożsamiać się z bohaterami i imm kibicować.

Niestety, całą operację pt "wielka pieczęć Alaski" obserwujemy trochę z boku i, choć doskonale wiadomo, że G.I.Joe ostatecznie wygra i stan ten dalej pozostanie amerykański, to jednak brakuje tutaj emocji. Powagi. Odrobiny niepokoju. 

Pamiętam, że w sumie kiedyś nawet bardziej dopingowałem tutaj Rosjan ażeby jakoś im ta Alaskę jednak odebrali.

Niestety, cudów tutaj nie ma... choć jest trochę fantazji.

Obejrzeć zawsze warto.

Przekonajcie się sami!

---------


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz