środa, 20 sierpnia 2014

Świeże Mięsko (1) - Nowe nabytki



Małymi krokami wracam do kolekcjonowania klasycznych Joes’ów i choć marzy mi się naturalnie znów zbierać je do koszyka prosto ze sklepowych półek to niestety obecnie polować na nie muszę nie w sklepach zabawkowych czy hipermarketach ale w czeluściach niezbadanej sieci. A zważywszy na fakt, że interesują mnie wyłącznie ludki w stanie nowym czy przynajmniej nieodpieczętowanym, nie jest to zadanie wcale łatwe…


Teoretycznie zresztą wszystko jest do zdobycia na wszelkich alledrogach, nilach i e-zatokach. Wszystko za odpowiednio wysoką cenę.
Niemniej czasami udaje się znaleźć coś fajnego i dla portfela przystępnego. Wydaje mi się wręcz, że gdyby Smyk albo ToysRus pokusiły się o wydawanie tych zabawek obecnie, byłyby one nawet droższe niż suma jaką za nie zapłaciłem na aukcji.    



I tak owocem ostatnich poszukiwań stały się trzy figurki. Outback pracujący na budowie i dwaj ninja – T’Jbang i Banzai. Nie są to może jakieś niezwykle ciekawe okazy, za którymi marzyłem czy które miały coś do powiedzenia w joesowym uniwersum. Może poza T'Jbangiem, który rzeczywiście udzielał się w komiksach i pojawiał w kreskówce DiC, ale był jednocześnie bodaj najmniej ważnym ogniwem subgrupy NINJA FORCE kierowanej przez Storm-Shadowa.


Marzył mi się Outback, który rzeczywiście swoje piętno na kartach G.I.Joe odcisnął, ale tyczy to się oryginalnej jego wersji. Tamtego z tym panem tutaj łączy w sumie tylko pseudonim i ruda broda i jakoś trudno myśleć mi o nim jako o „reinkarnacji”. Być może kiedyś by mnie to podniecało – właśnie ze względu na wspólną ksywę i brodę – ale dziś myślę o tej figurce raczej po prostu jako o kawałku plastiku, któremu z powodu fizycznego podobieństwa i z chęci zysku twórcy przeszczepili osobowość sławniejszego i starszego kolegi.      


Bo też trudno mi zwyczajnie jakoś uwierzyć by stroniący od cywilizacji i mający bzika na punkcie surwiwalu w głuszy Outback zgodził się ot tak zostać inżynierem. No chyba, że kryje się za tym jakaś głębsza historia. A nuż porzucił żywot pustelnika by budować nową sekretną bazę G.I.Joe albo w wolnych chwilach uwielbia konstruować osiedla dla samotnych matek i sierot?

Mimo wszystko zakupy cieszą, choć jakoś nie przywróciło mi to smaku dzieciństwa. Ale sam fakt otrzymania od listonosza przesyłki z zawartością inną niż rachunki i możliwość ponownego obcowania z ulubioną marką z bliska na pewno jest dla duszy udręczonej dorosłym życiem nader kojący ;)


Trzej przyjaciele z paczki za jakiś czas oczywiście powrócą na łamach poświęconych im recek albo przy okazji innych tekstów.


Tymczasem!  

---------


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz